PM komentują: The Weeknd headlinerem Open'er Festival

/
0 Comments




Sporo emocji narosło przy dzisiejszym ogłoszeniu The Weeknd trzecim headlinerem Open'er Festival (30.06.17). Stali obserwatorzy mojego Fanpage'a pamiętają, że miałem lekkie przeczucie co do takiej możliwości w ubiegły piątek. I sprawdziło się. Umówmy się, że na początek kilka słów moich subiektywnych odczuć, następnie spróbuję spojrzeć na to troszkę szerzej. 

Moja pierwsza reakcja na widok tego ogłoszenia? Siedząc w pracy i gdy na ekranie komputera wyskoczyło mi zdjęcie The Weeknd, wyrwało mi się głośne "Ku***". I nie był to bynajmniej okrzyk euforii. Był to zawód. DRAMAT. Trzeci rok z rzędu trafia się headliner, który kompletnie nie wzbudza u mnie żadnych emocji. No cóż, kompletnie nie czuję takiego rodzaju muzy jaką serwuje ten artysta. Ktoś zapyta czy w ogóle znam twórczość tego pana. Bez skrępowania odpowiem, że tylko pobieżnie. I choć próbuję dziś odpalać różne jego kawałki z różnych okresów, to wiem, że żadnej płytki nie dałbym rady odsłuchać w całości z taką nieukrywaną chęcią i przyjemnością. Czy mój muzyczny umysł jest zbyt ograniczony? Czy nie rozumiem pewnych zjawisk w muzyce? Nie. Każdy z nas ma bowiem własne gusta i każdy ma prawo do pewnego rodzaju ignorancji niektórych gatunków i artystów. Jestem na ogół otwarty na różne dźwięki, ale niektóre mimo wszystko nie mają szans podbić mej duszy. Pytanie zasadnicze czy mamy prawo do zajadłego, soczystego krytykowania takiej decyzji organizatorów, jeśli dany artysta nie spełnia naszych oczekiwań? A spotkałem w sieci naprawdę ostre komentarze. Po jednym, aż włos mi się zjeżył mi się na karku, nawet nie będę tu przytaczał.

Kwestia, która budzi u wielu wątpliwości - czy status headlinera jest odpowiedni dla The Weeknd? Ale najpierw trzeba odpowiedzieć na pytanie jak w tych czasach traktować słowo headliner?  Czy o tym statusie decydują dokonania danego artysty i wartość tworzonej muzy, czy szeroko rozumiana popularność (przy czym jedno z drugim nie musi się rzecz jasna wykluczać)? A może słowo headliner to obecnie tylko chwyt marketingowy, a tak naprawdę liczy się zbudowanie zróżnicowanego line-upu i nie ma co przywiązywać dużej wagi do takiego nazewnictwa. Może era wielkich nazw odchodzi pomału w zapomnienie?  Odpowiedzi na te pytania to rzecz względna i pole do szerokiej dyskusji. Nie odpowiadam, czekam na wasze przemyślenia.

Nie można jednak zarzucić Open'erowi, że sam kształtuje z The Weeknd wielką gwiazdę. Już pierwsze tegoroczne festiwalowe ogłoszenia, który docierały do nas z Ameryki Południowej, mówiły wprost, że oto mamy nowego headlinera na rynku, który będzie dużą nazwą w sezonie 2017. Tu znowu pojawia się ta kwestia kreowania nowych headlinerów. Nie da się ukryć, że rynek jest przepełniony festiwalami i organizatorzy stają obecnie często przed niełatwymi zadaniami skompletowania mocnej pierwszej linii. Mam wrażenie, że w pewnym momencie jakby nastąpił deficyt tych dużych zespołów. I zmieniają się oczywiście gusta pokoleń. Sam nie rozumiem fenomenu Imagine Dragons, ale najwyraźniej sięgają już po ten gwiazdorski status i okej, mi to jakoś nie przeszkadza. Po porostu są poza moją orbitą zainteresowań. Okej, trochę zbaczam z wątku. Duże, kilkudniowe festiwale muszą brać pod uwagę tę różnorodność oraz pokoleniowość i nie da się ukryć, że muszą na siebie zarabiać. Kasa musi się zgadzać. I w tym względzie nie mam żadnych pretensji do pana Ziółkowskiego i całego zespołu Alter Art, a tym bardziej nie zamierzam krytykować dzisiejszego ogłoszenia. Jeszcze nie tak dawno naprawdę mogliśmy mieć spore obawy o kondycję tego festiwalu. Tu mam na myśli edycję 2014, kiedy frekwencja nie była zachwycająca. W 2015 poczyniono zaś pewne zmiany i line-up jakby otworzył się bardziej na szersze grono odbiorców i to dało sukces. Przy tym jednak Ziółek nie zapomina o dawnych odbiorcach i sam deklaruje, że na festiwalu będą się pojawiały zespoły, które cieszą się u nas mniejszą popularnością, ale ich wartość jest ważna w kontekście wkładu w historię konkretnego gatunku muzycznego. I czy tak nie było z ogłoszeniem The Libertines, czy LCD Soundsystem? Dopóki taki stan równowagi będzie się utrzymywał, nie widzę powodów do nadmiernej krytyki. Oczywiście, lekki zawód u mnie jest, gdyż każdy z nas chciałby sam zapełnić festiwalowy plakat własnymi propozycjami, ale bądźmy szczerzy. Nasze marzenia czasami zupełnie nie pokrywają się z rzeczywistością. Nie mówię jednak, że nie mamy prawa marzyć :D

Podsumowując. Świat się nie zawalił. Mamy dopiero 7 artystów i masę ogłoszeń przed nami. Nieraz jeszcze pewnie przy jakimś ogłoszeniu westchnę, nieraz pewnie totalnie się zachwycę. Mimo to wierzę, że w przyszłym roku dostaniemy naprawdę mocny skład, a każdy kto się wybiera znajdzie tam coś dla siebie.  Koniec końców uznaję The Weeknd jako bardzo mocną, mainstreamową nazwę, która przyciągnie masę fanów i zapewni frekwencyjny sukces. Trzeba też oddać, że będzie to jego pierwszy koncert u nas, a poza tym śpiewa lepiej niż spóźniony o rok Pharrell i nie będzie to one-man show jak u Drake'a ;) No i jeśli prestiżowy NME Magazine po tym ogłoszeniu daje krótkie stwierdzenie "Huge line-up", to naprawdę nie mamy czego się wstydzić. Byle tylko te proporcje między różnymi zapotrzebowaniami odbiorców zostały w efekcie końcowym fajnie zrównoważone i zaspokojone. Liczę również, że podczas występu The Weekend fani bardziej alternatywnego grania dostaną coś przyjemnego w namiotach (tak jak, np. Father John Misty w trakcie Drake'a). No właśnie! To już chyba najwyższa pora na ogłoszenia tych mniejszych nazw! Może jeszcze coś przed świętami? A jeszcze wracając do tych większych marzeń. Cały czas wierzę w Arcade Fire (choć ich potencjalna obecność pomału się oddala), a także w Justice (gdyby tak zamykali Main Stage występując tego samego dnia co The Weeknd - byłoby całkiem miło). Parę zespołów jeszcze chodzi mi po głowie, ale nie nakręcajmy się za bardzo ;) Cieszmy się muzyką i...


PM


Polecane

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.